uwagi dot. lekarza ze szpitala uniwersyteckiego

W kwietniu br. przez okres 10 dni moja Mama przebywała na Oddziale Leczenia Bólu i Opieki Paliatywnej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Zetknęła się tam z dziwną praktyką uczestniczenia księdza katolickiego w porannym obchodzie lekarskim. Po pierwszym takim obchodzie ksiądz podszedł do Mamy i zrobił znak krzyża na Jej czole. Mama zaskoczona takim zachowaniem, zareagowała gestem ręki z rodzaju tych, którymi odgania się natrętne muchy. Lekarka prowadząca Mamę - lek. med. Iwona Filipczak-Bryniarska /specjalista opieki paliatywnej i neurolog/, będąca świadkiem tego incydentu, oceniła zachowanie Mamy jako skandaliczne. Od tego momentu zachowanie lekarki w stosunku do Mamy sprowadzało się do licznych złośliwości, "sztorcowania", tudzież odmowy badań. Terapia zaordynowana przez panią doktor ograniczała się do przepisania "końskich" dawek silnych leków przeciwbólowych /tramal najpierw 4 razy, a potem 6 razy na dobę, lek przeciwpadaczkowy i leki nasenne/, po których Mama przez wiele godzin pozostawała bez kontaktu z otoczeniem. Lekarka tłumaczyła to koniecznością wyciszenia Mamy i zapewnienia Jej długiego snu. Równocześnie lekarka odmawiała Mamie informacji o tym jakie leki Jej podaje, jakie są ewentualne skutki uboczne ich działania, a także nie reagowała na prośby o zmierzenie Jej ciśnienia /przy chorobie nadciśnieniowej II stopnia/. Narażała Ją też na inne uciążliwości, np. wysyłając n Mamę na konsultację do kliniki chirurgicznej /spowodowaną zdiagnozowaniem guza piersi/ nie uzgodniła tej konsultacji, wskutek czego Mama zmuszona była 1,5 godziny czekać pod gabinetem chirurga. Została przyjęta tylko dzięki temu, że chirurg zlitował się nad 81.letnią staruszką, ignorując pewne wymogi formalne związane z podjęciem badania. Pani doktor nie zapewniła też Mamie /poruszającej się wyłącznie przy pomocy balkonika/ transportu na noszach, narażając Mamę na samodzielne wchodzenie do karetki. Kilkakrotnie rozmawiałam z lekarką, chcąc dociec skąd wzięła się tak jawna niechęć do starego cierpiącego człowieka. Słyszałam na temat Mamy tylko skargi, w tym przede wszystkim zarzut o skandalicznym potraktowaniu osoby duchownej. Zorientowałam się, że lekarkę drażni też to, że Mama zadaje różne pytania dot. leczenia. Za bzdurny uznała także zarzut, że wpisuje się Mamie do karty pomiary temperatury, których faktycznie w ogóle się nie dokonuje /z wyjaśnień pielęgniarki wynikało, że temperatury się nie mierzy, bo na oddziale jest tylko jeden termometr!/. Lekarka odmówiła Mamie wykonania badania usg brzucha, o które Mama poprosiła w zw. z nasilającymi się bólami w tej okolicy. W tej sytuacji Mama poprosiła o takie badanie ordynatora, a ten od razu zlecił wykonanie usg. W efekcie lekarka wyładowała na Mamie swoją złość z tego powodu; nie mogła ścierpieć, że Mama podważyła jej decyzję i zawracała głowę ordynatorowi. W przeddzień wypisu z oddziału /z którego Mama została przewieziona do kliniki chirurgicznej w zw. z koniecznością wykonania biopsji gruboigłowej/ lekarka potraktowała Mamę taką porcją złośliwości, że ciśnienie skoczyło Jej do 200/110; ewentualnemu wylewowi zapobiegła szybka interwencja lekarza dyżurnego. O tym, że jedyną przyczyną zwykłego psychicznego znęcania się nad Mamą przez lekarkę było podłoże "religijne", przekonałam się w czasie rozmowy w gabinecie ordynatora. Lekarka obecna przy tej rozmowie oświadczyła wprost, że Mama obraziła jej uczucia religijne !!! Pan ordynator /prof. Jerzy Wordliczek/ nie zajął żadnego stanowiska w sprawie formułowanych przeze mnie zarzutów; kilkakrotnie pouczał mnie o możliwości skierowania skargi do dyrekcji szpitala. Obecność księdza przy obchodzie wyjaśnił faktem, że większość pacjentów to katolicy !
Stawiam retoryczne pytanie : jakim prawem lekarz selekcjonuje pacjentów w oparciu o kryterium własnej przynależności do kościoła katolickiego, wykazując w tej mierze najzwyklejszy fanatyzm, eliminujący zasady etyki, przysięgę Hipokratesa i zwykłą ludzką przyzwoitość ? Czy za standard należy uznać jawną niechęć do pacjentki /a wręcz odwet na nim/ tylko z tego powodu, że nie życzyła sobie by dotykał jej ksiądz ?
W mojej ocenie taki lekarz sprzeniewierza się elementarnym zasadom etyki zawodowej, zaś jego niehumanitarne postępowanie zasługuje na potępienie, a nawet ostracyzm - jako lekarza i człowieka. Osoba pani doktor Filipczak-Bryniarskiej zawsze już kojarzyć mi się będzie z niegodziwością i złem. Nie stać jej było nawet na słowo "przepraszam", które oczywiście nie cofnęłoby traumy, na którą naraziła moją Mamę, ale świadczyłoby o jakiejś refleksji i umiejętności przyznania się do błędu. Niestety, pani doktor zdaje się nie dostrzegać w swoim postępowaniu niczego zdrożnego.
Gdyby pani doktor przyszło go głowy kwestionować sformułowane przez mnie zarzuty, zapewniam, że dysponuję dowodami na ich poparcie.
Od wypisania mojej Mamy z oddziału upłynęło już 10 dni; miałam czas na refleksję i podjęcie decyzji mającej na celu ujawnienie tego co wyczyniała pani doktor. Początkowo nie było moim zamiarem nagłaśnianie tej sprawy, ale arogancka postawa pani doktor, i brak jakiejkolwiek reakcji na jej zachowanie ze strony ordynatora, spowodował, że nie mogłam tej sprawy zamieść pod dywan. Zastanawiam się jeszcze co by się stało, gdyby takim narażonym na ataki ze strony pani doktor pacjentem była np. kobieta wyznająca islam, której reakcja na dotyk katolickiego księdza byłaby znacznie bardziej kategoryczna, i która wniosłaby oficjalną skargę o obrazę jej uczuć religijnych ? A może należy uznać za obowiązujący obecnie standard, że lekarze państwowej kliniki powinni leczyć wyłącznie praktykujących katolików ?

Daleko nam do tolerancyjnego

Daleko nam do tolerancyjnego kraju.Filozofia RadiaM. króluje.
Zwyczaj ksiedza w obchodzie jest jednak sympatyczny.
I miał on dobrą wolę, zawiedli chyba jednak inni...
Mam nadzieję, że wszyscy przemyślą sytuację.
Może ksiądz powinien szczerze porozmawiać z lekarką, bo
przypuszczam, że Ordynator już Jej zmył głowę w zaciszu gabinetu.
Myślenia pewno to nie zmieni, ale zachowanie na przyszłość może tak!
Sadzę, że Bóg nie jest tak "przeczulony" , a bardziej wspaniałomyslny i nawet z poczuciem humoru... niż "fanatycy".
W to wierzę.
W refleksję dewocyjnych, nawet wykształconych, wiernych mniej wierzę...
Ale Córka też powinna już chyba "spauzować". Wystarczy już "afery",
religijne w tle niesnaski nieczemu nie służą. Howh!

Byłam przy tej

Byłam przy tej sytuacji!!!!!! Pani matka sprawiała same problemy, zachowywała się, jakby sama była w tym szpitalu a lekarz nawet nie mógł zrobić obchodu, bo chciała go mieć na wyłączność. Poza tym można powiedzieć, że jest się innej wiary,a nie zachowywać jak wieśniak!!!!

przeczytałam to i powiem

przeczytałam to i powiem szczerze ze po roku spędzonym po szpitalach mogę Pania zapewnić ze jest to standard każdy szpital ma taka Panią doktor o której Paniu tu wspominała.
Ja bym ja ocenił jako kobietę bez klasy i kultury po prostu .
Wielokrotnie pisałam skargi do dyrektora szpitala - ręka rękę myje jak się później okazała córka dyrektora jest zaręczona z synem tej Pani doktor z która ja miałam do czynienia

każdy, kto zna Dr

każdy, kto zna Dr Bryniarską , wie, że to co wypisuje ta kobieta to stek bzdur. Dziwne, że Dr Bryniarska codziennie stykając się z wieloma pacjentami, tylko w stosunku do Pani mamy wykazała dziwną niechęć i zachowanie. Każdy myślący człowiek powinien w napadzie uczciwości przeglądnąć internet i sprawdzić czy opinia ta ma potwierdzenie w innym miejscu na innym forum internetowym. Kobieta która zamieściła ten tekst jesst przykładem powszechnego w naszym kraju zatoru intelektualnego.

zgadzam się z tym że

zgadzam się z tym że kobieta która zamieściła ten tekst ma zator intelektualny i jeszcze oprócz tego jest psychopatką

Z niemałym smutkiem

Z niemałym smutkiem przeczytałem wpis p. Ewy Lang (-Piotrowskiej?) z dnia 02-05-2009.
Czytając, zastanawiałem się, jak daleko może sięgać granica cynizmu, kłamstw i (nie)ludzkiego egoizmu? W dniu 22 kwietnia 2009 napisałem na pliku swojego komputera esej pt. Pani Teresa. Nie przypuszczałem, że zostanę zmuszony tak szybko zamieścić go w Internecie:
Pani Teresa

Ostatni esej wpisany do zbioru dotyczył mojego pobytu w szpitalu im. Rydygiera, w którym trafiłem na oddział jakżeż różny od znakomitego oddziału kardiochirurgii w szpitalu JP II, w którym jako pacjent rzeczywiście byłem podmiotem.
Dziś chciałbym odnotować przypadek, dla ?to whom it may concern?, ale przede wszystkim dla dokumentacji zjawiska, jak pacjent ?wspomagany? swoją rodziną potrafi niszczyć zdrowie lekarzowi, bezpośrednio nim się opiekującym, głównie, ale nie tylko, dla udokumentowania swojej, a powszechnej, niestety, opinii, że na medycynie znają się prawie wszyscy. Przykro, ale pobyt Pani T. zapamiętają także inni, w tym inna chora leżąca na wspólnej sali i jej rodzina.
Pani Teresa przebywała w dwuosobowej kameralnej sali razem z moją żoną przez 11 dni. Każdego dnia spędzałem w tej salce ok. 3 godzin. Miałem, więc pewną możliwość obserwacji a nawet odczuć konsekwencję zachowań na własnej skórze.
W pierwszym dniu naszej ?znajomości? trochę zdegustowała mnie lektura czytana lub cytowana przez p. T. gazet, do których mam nieukrywany wstręt: ?Fakt? za sprzyjanie i rozbudzanie najniższych instynktów u swoich czytelników i ?Nie? za brutalną walkę z kościołem katolickim, w którym słowo ?ksiądz? zastępuje się każdorazowo słowem ?klecha?.
Najpierw myślałem, że Pani T. hołduje zasadzie ?płacę (składki chorobowe) i wymagam?, ale jak zaczęła zwracać mi uwagę, m.in. że nie powinienem zamykać pokrywy deski klozetowej, bo nie wszyscy chorzy mogą się schylać, aby ją otworzyć i zwracać uwagę mojej żonie, że zbyt głośno szeleści czytając gazetę i wreszcie stale wtrącając się do moich z żoną rozmów i korygując nasze stanowiska ? na jedynie słuszne?, musiałem zmienić zdanie.
Trochę się dziwiłem, że ksiądz jakoś unika sali 315. Czyżby stracił nadzieję, w tym przypadku, w pomyślność swej misji? Dopiero po wypisaniu Pani T. ksiądz dłużej zatrzymał się przy żonie wyrażając zadowolenie powiększeniem jej komfortu pobytu w szpitalu.
Panią Teresę złożoną chorobą mógłbym starać się zrozumieć. Wyobrażam sobie, że choroba może zmienić tak dalece nastrój pacjenta, że w sposób niezamierzony sprawia ból otoczeniu, jeśli dopatruje się nawet wirtualnego zachowania sprawiającego mu najmniejszy dyskomfort.
Nie potrafię natomiast zrozumieć, jeśli takie zachowanie jest akceptowane, a nawet stymulowane, przez członka rodziny (w tym przypadku - córka, domyślam się, że prawnik z zawodu).
Moja obecność zupełnie obie Panie nie krępowała, kiedy przekazywały sobie opinie na temat lekarzy, którzy ich zdaniem nie wypełniają należycie swoich obowiązków (m.in. w ogóle nie poświęcają czasu na konsultacje z pacjentami w sprawie sposobu leczenia (?), nie reagują na jej skargi, że zupy są za gorące a sałatki za zimne, nie zgodzili się na zaopatrzenie Pani T. w leki przy wypisie - zadawalając się jedynie wypisaniem recept itp.) lub wręcz brak profesjonalnej wiedzy (zmienili sposób leczenia, jakie miała przepisane przez poprzednich lekarzy, podawane leki są w złych proporcjach ilościowych ? jednych medykamentów za dużo innych za mało itp.)
Obie Panie ustalały, jakie postulaty należy przedkładać lekarzom i w jak bardzo stanowczym tonie. Nierzadko wzywając moją żonę do wspólnego protestu, lub na świadka.
Najbardziej zdumiała mnie jednak propozycja, jaką p. Mecenas złożyła swej mamie o odsłuchanie nagrania, jakiego dokonała w czasie rozmowy z prof. Wordliczkiem w jego gabinecie.
Okropne!
Na szczęście pobyt Pani T. trwał tylko 11 dni.

Pani EL, w swoim wpisie, wyraźnie potwierdza brak swoich racji. Przede wszystkim stara się zbudować swoje stanowisko na tle religijnym, wiedząc, że to jest dobrym podłożem walki. Nie kryje, przy tym swojego nastawienia do posług religijnych w szpitalu. Pisze: ??ksiądz podszedł do Mamy i zrobił znak krzyża na Jej czole. Mama zaskoczona takim zachowaniem, zareagowała gestem ręki z rodzaju tych, którymi odgania się natrętne muchy? Bez trudu można sobie wyobrazić, jak to mogło wyglądać. Przykry to musiał być widok dla ludzi, którzy byli świadkami, jak odgania się dłoń, która, z założenia, niesie w szpitalu miłosierdzie.
Zaraz jednak wychodzi na jaw, mimo, że co kilka zdań powraca do religii i księży, że przyczyna jest inna.
Problem powstał na tle braku realizacji poleceń obu Pań w podawaniu ilości i jakości medykamentów. Jak bardzo obie w tym względzie są niekompetentne niech świadczy hoćby fakt wpisu EL o ?końskich? dawkach środków przeciwbólowych i środkach nasennych. (Tramal jest lekiem standardowym, który w chorobach onkologicznych może mieć bardziej znaczenie psychologiczne (uspokojenie) niż farmakologiczne, co widać patrząc na skład komponentów leku i zależy od ilości mg w pastylce) Obie chciały kierować leczeniem bólu w uznanej, wysoko wyspecjalizowanej placówce, jaką jest Klinika Leczenia Bólu CM UJ.
To się nie mogło im spełnić, jeśli szpital respektuje procedury leczenia wynikające z nauki i doświadczenia. Być może na tym tle doszło do wymiany zdań, nie byłem tego świadkiem. Byłem natomiast świadkiem zdarzeń, które potwierdzają kłamstwa Pani EL. Przyszło mi nieraz czekać, nawet godzinę, pod drzwiami sali aż P dr B. skończy rozmowę z Panią Teresą, aby móc odwiedzić moją żonę, a czasem byłem proszony, przez Panią Dr o wyjście z sali, aby mogła porozmawiać z Panią T. Byłem też, co najmniej czterokrotnie pośrednim świadkiem rozmów EL z dr B. w gabinecie lekarskim, których treść referowała swojej Mamie.
Pani EL obwinia lekarza Kliniki LB o zbyt długie czekanie na wizytę u chirurga (1,5 godz.). Nie zastanawia się, czy przypadkiem ten chirurg nie kończył w tym czasie zabiegu chirurgicznego.
Pani EL jest prawnikiem ? radcą prawnym i powinna zdawać sobie sprawę z wagi swojego słowa. Przecież takie zdania, że odmawiano Mamie badań, że odmawiano informacji na temat leczenia stanowią potężne zarzuty, które trzeba udowodnić. Pisze Pani EL, że ma dowody, domyślam się, że chodzi o potajemne nagrania rozmów z lekarzami zdobyte wzorem Gudzowatego. Trudno się Pani dr B. bronić przed pomówieniami typu ? a ja coś wiem? lub inwektywami.
I na koniec jeszcze jedno kłamstwo. Pisze Pani EL : ??..minęło 10 dni; miałam czas na refleksję i ujawnienie tego co wyczyniała Pani doktor. Początkowo nie było moim zamiarem nagłaśnianie tej sprawy, ale arogancka postawa?..? O ujawnianiu obie Panie (E i T) nieraz rozmawiały ze sobą w szpitalu wcale nie krępując się moją obecnością.

Nie ukrywam, że w każdych okolicznościach osobiście potwierdzę prawdziwość powyżej napisanych przeze mnie zdań.

Stefan Piechnik

Powyzsza opinia napisana

Powyzsza opinia napisana jest przez mojego tate, ale ja rowniez bedac przy lozku mojej mamy mialam okazje obserwowac zachowanie mamy p.Ewy Lang. Jej bezustanne roszczenia, krytyki wobec personelu, glosno wyrazana niechec, wrecz nienawisc do wszystkiego co z kosciolem i wiara zwiazane byly trudne do zniesienia dla wszystkich, razily nawet taka ateistke jak ja. Byla to osoba i pacjentka niezwykle negatywna i permanentnie niezadowolona. A pomimo tego pielegniarki i lekarze cierpliwie znosili wszystkie nieprzyjemne uwagi i bylam wrecz pelna podziwu dla ich klasy i opanowania. Musze przyznac, ze zarowno moja mama jak i rodzina odwiedzajaca z uczuciem ulgi przyjelismy odejscie p. Teresy z kliniki. Tyle o pani Lang. Chcialam natomiast dodac wyrazy najwiekszego szacunku dla zespolu tej tej trudnej, bo paliatywnej, kliniki a szczegolnie dla pani doktor Bryniarskiej, ktora oprocz niewatpliwie wysokiej wiedzy medycznej daje pacjentom to, co jest im najbardziej potrzebne: czas, uwage, serdecznosc i czulosc. Obserwowalam ja przy wielu lozkach z pacjentami :wszystkim, bez wyjatku i wyboru, okazywala serce. Kiedys pewien filozof powiedzial , ze sa lekarze dobrzy (znakomici diagnostycy i terapeuci, dla ktorych pacjenci sa tylko przypadkami) i sa dobrzy lekarze (maja dla pacjenta indywidualna troske i uwazne spojrzenie). Z cala pewnoscia stwierdzam, ze pani dr Bryniarska jest dobrym lekarzem dobrym.....
Beata Niznik

Och, tak czytam od pewnego

Och, tak czytam od pewnego czasu ten temat, i mam ambiwalentne odczucia.Z jednej strony czuję przygnębienie z powodu takich roszczeniowych postaw w naszym społeczeństwie,jakie zostały tu przytoczone i skrajnego egocentryzmu, a z drugiej strony radość,że są tacy ludzie jak Pani Beata i Pan Stefan, pełni tolerancji, wyrozumiałości dla ciężkiej pracy personelu w specyficznych warunkach i ze specyficznym pacjentem. I na całe szczęście tych pozytywnych odczuć mam w sobie więcej.

Do żalów na P.

Do żalów na P. Bryniarską

Dopiero niedawno dotarła do mnie wypowiedź odnośnie Pani Doktor Bryniarskiej i atmosfery panującej w miejscu, w którym pracuje. Przeczytałem ją z zainteresowaniem i z niemałym zdziwieniem. Ocierając się raz i drugi o tę klinikę nie spotkałem się z zarzutami odnośnie pracy Doktor Bryniarskiej i całego personelu. O ile wiem, nikt tam nie musi się ukrywać ze swoją wiarą czy ze swoją niewiarą. Chory jest tam przede wszystkim człowiekiem, który potrzebuje pomocy bez względu na to jaki jest jego światopogląd.

Rozumiem irytację człowieka niewierzącego, gdy widzi księdza na obchodzie, ale pamiętam też dobrze czasy, gdy w większości zakładów opieki zdrowotnej wszelkie przejawy religijności były bezwzględnie tępione przez rozmaitego rodzaju władze. Wciąż brakowało możliwości zaspakajania potrzeb ludzi wierzących, mimo oficjalnych zapewnień o tolerancji. Fakt, że ksiądz próbował zrobić krzyżyk na czole chorej starszej kobiety świadczy o tym, że nie dzielił pacjentów na wierzących i niewierzących, tylko z najgłębszego przekonania obdarzał ich znakiem miłości i przebaczenia. Nie mógł nawet przypuszczać, że ten znak będzie dla kogoś starszego czymś nie do przyjęcia i to objawianego w bardzo gwałtowny sposób. Gdyby ksiądz pytał każdego chorego, czy jest wierzący czy nie wierzący, dopiero ściągnąłby na siebie gromy za to, że dzieli ludzi...

W normalnym społeczeństwie oskarżony ma zawsze prawo do obrony. Dobrze byłoby posłuchać, co na temat tego ciągu wydarzeń ma do powiedzenia sama Doktor Bryniarska i personel Kliniki. Nie jest wykluczone, że ich wersja może się różnić od wersji Pani X pisanej pod wpływem nie wyciszonych emocji i może bez dokładnej znajomości szczegółów. Dopiero z obustronnej relacji można wyrobić sobie opinię, która zresztą w zamieszczonych w internecie komentarzach nie jest jednocześnie negatywna. Łatwo jest wytykać błędy osobom i środowiskom, trudniej przyznać się do pomyłki w duchu obiektywnej prawdy?

Miałam okazję w trakcie

Miałam okazję w trakcie pobytu w w/w Oddziale spotkać się z obiema paniami Lang. Muszę przyznać, że nawet stoik miałby problemy z utrzymaniem afektu, tak zionęły cynizmem, niezadowoleniem, nękaniem personelu ciągłymi zapytaniami o to samo- dawki leków, jakie leki, jak działają i jakie mają działania niepożądane i tym podobne. A negatywny i nieufny stosunek do dr Bryniarskiej widoczny był na każdym kroku. Trudno pracuje sie w takich warunkach, pełnych napięcia, nieufności, prześladowania. Szpital to nie sala rozpraw, a za taki chyba uważa go córka p. Teresy. Dr Bryniarska jest b. dobrym, cenionym lekarzem, zawsze przy łóżku chorego, zawsze ma czas na rozmowę, na wysłuchanie. Obraz pani dr przedstawiony przez córkę p. Teresy obraża panią dr Bryniarską, pokazuje jak daleko można posunąć się w kłamstwie. A dla córki p. Teresy mam radę- proszę zamienić tę pełną goryczy, nienawiści i złości do środowiska medycznego czarę na walkę z chorobą mamy, bo zatraciła pani cel, do którego pani zmierza!

Ja też byłem w

Ja też byłem w szpitalu!

Zupełnie przypadkowo trafiłem na tę stronę i nie tylko ze zdziwieniem, ale i z obrzydzeniem przeczyłem komentarz tej uroczej Pani. A jest to nie byle kto, tylko Szanowna Pani Prokurator Stanu Wojennego oskarżająca ludzi min w sprawach o zakłócanie porządku publicznego. Nie jest moją intencję obrona tej Pani Doktor ani reszty personelu, ale chcę przytoczyć kilka faktów z okresu, kiedy mama tej Pani była w szpitalu, a ja opiekowałem się bliską mi osobą hospitalizowaną w tym Oddziale i często tam bywałem. Na Oddział patrzę nie tylko z perspektywy obywatela mieszkającego w tzw. bardziej cywilizowanym świecie.

Z Polski wyemigrowałem już dawno, min. po zdarzeniach z osobami pokroju Pani Lang. Patrząc przez pryzmat służby zdrowia w Polsce, a poprzez chorobę krewnej wiele widziałem personel Kliniki Paliatywnej wyróżnia duża serdeczność i życzliwość. Ludzi Ci pracują z bardzo ciężko chorymi ludźmi i nie tylko z ich fizycznością, ale także z problemami psychicznymi i duchowymi. Choć moją krewną prowadził inny lekarz (nie mam negatywnych uwag względem tej osoby) to nie ukrywam, że żałuję, że osobą prowadzącą nie była przywoływana Pani Doktor, która wyróżnia się wśród lekarzy dużym ciepłem, cierpliwością wrażliwością, kulturą osobistą i co najważniejsze fachowością. A wracając do owej Pani Teresy pacjentki i jej Córki „Uroczej” Pani Prokurator jak sięgam pamięcią (był to okres Świąt Wielkanocnych) od samego początku u tej Pani wszystko było nie tak. A to Pani Teresa kwestionowała jakość i temperaturę przynoszonych w ramach kateringu posiłków, napojów (za zimna kawa, za gorąca herbata, a to wędlina nieświeża, a to ktoś ukradł rodową łyżeczkę). Chodząc czasami po korytarzu opowiadała różne niesmaczne historie na temat księży, lekarzy (chętnie mówiła o lekarzach którzy odmówili jej leczenia, bo jak o sobie mówiła „była osobą trudną do współpracy”). A już kuriozalny był fakt kiedy usłyszałem jej rozmowę z kimś dochodzący z Sali chorych, kiedy wypowiadała się o kościele porównując np. kult Papieża JPII w Polsce do kultu Hitlera i Stalina. To tylko urywki wypowiedzi Pani Teresy, wyobrażam sobie co działo się za drzwiami sali, ale o tym napisał już Pan Stefan, którego biedna żona musiała dzielić wspólnie salę z Szanowną Panią Teresą. I tutaj myślę też o owej lekarce co ona musiała wysłuchiwać i prawdopodobnie przyjmować codziennie moc jak się domyślam bezpodstawnych zarzutów miłuje starszej Pani, której tak naprawdę chyba nikt nie kocha i nie kochał. I to wszystko wyłazi dopiero w obliczu prawdziwej choroby.

Podobną postawę prezentowała Córka, którą miałem przyjemność usłyszeć raz w akcji na korytarzu, kiedy wykrzykiwała do lekarki, a ona cierpliwie, spokojnie, acz stanowczo tłumaczyła. O wszystko miała zarzuty. Dopiero teraz zrozumiałam, że Przemiła Pani Prokurator miała wyrzuty sumienia, że nie zajęła się owym guzem od dawna i problem przybrał na sile. A na dodatek pojawił się jeszcze w tle ksiądz co dla „uroczych” Pań stanowiło niemały wstrząs. I cóż wyrzuty sumienia przelała na lekarkę, a tak właściwie to myślę, że na księdza i wiarę. Sam jestem agnostykiem, wychowanym w tzw. domu katolickim, ale cała ta sytuacja przypomina mi starotestamentalne ”uderz w sprawiedliwego”. Kończąc zastanawiam się co na to osoby prowadzące taki portal, czy nie warto utworzyć stronę poświęconą trudnym pacjentom i ich rodzinom. Z wyrazami szacunku Marek P.

Napisz opinię

  • Dozwolone tagi HTML: <strong> <cite> <i> <b> <ul> <li>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

CAPTCHA
Pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem, aby zapobiec spamowi.
Image CAPTCHA
Przepisz kod z obrazka (wielkość liter ma znaczenie).

Konto użytkownika

Aby się zalogować przejdź na stronę: Strona logowania